Wczoraj po południu zostałem wezwany na rozmowę do mojego pracodawcy. Informacja o tym wezwaniu była dla mnie wielkim szokiem, bo nikt nie uprzedził mnie o takiej ewentualności. Nie zrobiła tego nawet asystentka prezesa, z którą żyję w dobrej komitywie, co oznacza, że prezes musiał mnie zaprosić do siebie pod wpływem impulsu, bez wcześniejszego zastanowienia. Idąc tą drogą rozumowania nie miałem się czego bać na spotkaniu z pracodawcą, bo skoro on zaprosił mnie niespodziewanie, to nie rozważał przez kilka dni rozwiązania mojej umowy. Do gabinetu szefa szedłem spięty, jednak mało zestresowany. Podejrzewałem, że rozmowa będzie należała raczej do tych przyjemnych.
Na miejscu okazało się, że moje przewidywania były całkowicie mylne, bo zaproszenie mnie do gabinetu pracodawcy było skutkiem długotrwałych przemyśleń na temat struktury działu leasingu i jego pracy. Ten mały szubrawiec, czyli mój szef, od pewnego czasu przyglądał się efektywności mojej pracy i skoro przez długo czas był z niej niezadowolony, postanowił zaprosić mnie do siebie do gabinetu i dać mi ostatnią szansę. Jeśli nie poprawię jakości swojej pracy w przeciągu trzech kolejnych miesięcy to pożegnam się z funkcją doradcy leasingowego w tej firmie, doradca ds. leasingu Poznań. Nie spodziewałem się tak negatywnego wyniku spotkania z szefem i z jego gabinetu wyszedłem zszokowany i nadal niedowierzający w to, co się właśnie wydarzyło. Dobrze pracuje mi się w obecnej firmie, dlatego będę robił wszystko, by w niej pozostać.